Upadek Połabian
W ogólnym rozrachunku Słowianie połabscy, pomimo że byli najbardziej na zachód wysuniętym odłamem słowiańszczyzny, który wcześniej od innych został skazany na konfrontację z potężnymi sąsiadami, najdłużej bo aż do XII wieku wytrwał w rodzimych pogańskich wierzeniach. Starając się zachować własne polityczne oblicze, przez stulecia stanowili skuteczną zaporę dla niemieckiej ekspansji. Ostatecznie wszystkie państwa Połabian upadły, a tylko na Łużycach w południowo-wschodnich Niemczech przetrwała słowiańska mniejszość, która do dziś stara się utrzymywać swoją etniczną i kulturową odrębność (choć jej roztapianie w środowisku niemieckim wciąż nieustannie postępuje).
Dlaczego Słowianie zaodrzańscy ulegli wrogom, stara się bardziej szczegółowo odpowiedzieć Artur Szrejter na końcu swojej książki. Jednocześnie zwraca przy tym naszą uwagę, iż być może właśnie dzięki temu – zaporze jaką ludy połabskie stanowiły dla Niemców – Polska (jako nowe chrześcijańskie państwo na europejskiej scenie politycznej) zyskała dość czasu by okrzepnąć, dostosować się do ówczesnych europejskich standardów. Standardy te określić możemy co prawda jedynie ze współczesnej perspektywy czasu, wówczas jednak dopiero się kształtowały. Czy wówczas były jedynymi możliwymi do zaakceptowania, a tym bardziej – jakbyśmy to dziś określili – najbardziej cywilizowanymi? To już może stanowić domenę innego rodzaju literatury.
Dziś z całą pewnością możemy jedynie stwierdzić, że nawet spora liczebność Słowian zaodrzańskich oraz ich wojowniczość nie mogły pomóc im przetrwać z jednoczesnym zachowaniem ich odrębności. Ostatecznie terytorialne osłabienie i idący za tym brak wykształconych elit (zwłaszcza mogących posłużyć do wyłonienia i umocnienia ustroju preferowanego przez ówczesny świat chrześcijański), czy też z drugiej strony próba wykształcenia tych elit w oparciu o wyedukowane (jak na tamte czasy) chrześcijańskie duchowieństwo, w obu przypadkach prowadziło do utraty tożsamości i samodzielnego bytu. Nie bez powodu głównym czynnikiem spajającym Połabian było więc, dające im poczucie tożsamości i odrębności, konsekwentne trwanie przy rodzimej wierze. Najwyraźniej nawet to, nie mogło ich jednak uchronić przed legendarnym, podkreślanym przez kronikarzy i dodatkowo podsycanym przez wrogów, brakiem zgody wśród Słowian, szczególnie widocznym na tle brutalnie postępującego, ujednolicającego i w ten sposób spajającego poszczególne kraje, chrześcijaństwa. Mimo wszystko lepiej pozwala zrozumieć nam decyzje, jakimi wówczas kierowali się połabscy Słowianie.
.
.
Dodatkowym atutem publikacji, poza naukowym walorem historycznym, pozostaje wielość szczegółów dotyczących nie tylko ówczesnej geopolityki, zawieranych sojuszy i prowadzonych walk, ale również niuansów średniowiecznej dyplomacji i układów rodowych. Z tego względu „Pod pogańskim sztandarem” stanowić może dodatkowo bogate źródło inspiracji dla powieściopisarzy, którzy nie tylko poszukują słowiańskiego tła dla kreowanej przez siebie fabuły, ale też pragną wiarygodnie umocować ją w konkretnych, historycznych wydarzeniach. Odnajdziemy więc takie smaczki jak wykonanie wyroku na biskupie Mechlina Janie, którego ciało po antyniemieckim i antychrześcijańskim północnopołabskim powstaniu w 1066 r. rozczłonkowano, a głowę złożono w ofierze na ołtarzu Swarożyca w Radogoszczy. Równie interesująca jawi się informacja o śmierci Budiwoja Gotszalkowica, który według legendy zginął w wyniku zemsty kobiety, która niegdyś doznawszy od niego zniewagi podburzyła wojów (po odbiciu w 1074 lub 1075 r. przez Kruta Grynowica grodu Płonia) do samosądu na schwytanym księciu.
Śmierć samego Kruta jawi się jeszcze bardziej dramatycznie, niczym jedna ze skandynawskich sag. W 1093 r. Sławina (trzecia żona pogańskiego księcia) zadurzona w Henryku Gotszalkowicu (na co prawdopodobnie wpływ miało to, że oboje byli chrześcijanami) wraz z nim uknuła spisek, w wyniku którego po jednej z uczt nieprzytomnemu Krutowi odcięto głowę toporem. Nie mniej ciekawa jest informacja o wymuszeniu przez tegoż Henryka na arcykapłanie Arkońskim daniny, z częścią której ten pierwszy wrócił do domu, a z przyobiecanej reszty się nie wywiązano. W reakcji na to Gotszalkowic wraz z Lotarem saskim podjął kolejną zbrojną zimową wyprawę na Rugię (na przełomie 1124-1125 r.), musiał jednak zawrócić i zrezygnować z roszczeń gdyż tym razem lód w Cieśninie Strzałkowskiej okazał się zbyt słaby, by utrzymać zbrojnych.
.