Kwitnące nawłocie i dominująca susza przypominają mi o nadchodzącym, nieuchronnym końcu zbierania ziół. Fotografuję, co mogę, dookoła podlewam nasadzone zioła i jeszcze nie chcę się cieszyć na zbliżające się zbiory korzeni. Kocham każdą porę roku, ale długo trwająca susza nie pozwoliła mi wystarczająco nacieszyć się dziurawcem, bukwicą, przetacznikiem, wierzbownicą, a puch wierzbówki kiprzycy uświadamia mi, że lato się właśnie odbyło.

Moje spacery zawsze kończą się dodatkowym zrywaniem tego, co nie zostało spieczone przez słońce – wytrwała babka, krwawnik – ciągle wypuszczają młode pędy, których moc zamykam w glicerynie, alkoholu. Na pewno się przydadzą. Czekają na mnie nowe odkrycia cudownych win, nalewek, maści. Muszę mieć sporo materiału do pracy  w zimowym uśpieniu. A tymczasem okoliczności zdopingowały mnie do zrobienia maści na trudno leczącą się ranę. Jak to robię? Wychodzę na pole (jestem z małopolskiego, nie potrafię wychodzić na dwór 😉 ) i rozglądam się, co jeszcze można urwać. Mam sporo babki szerokolistnej, odrastające liście z nasadzonych przeze mnie korzeni żywokostu, ciągle kwitnący nagietek, liście jeżówki i kilka znalezionych małych przywrotników. Pamiętajcie, że lecznicza jest tylko jeżówka, odmiana purpurea i augustifolia.

Przyniesiony koszyk soczystych, bo podlewanych przeze mnie ziół stoi na blacie i czeka na dalszą obróbkę. Najpierw dokładnie płuczę liście, bo rosną nisko przy ziemi i są opryskiwane ziemią od podlewania. Wszystko rozdrabniam w mikserze i wrzucam do oleju rafinowanego. Robię im ciepłą kąpiel wodną dwa razy po 40-60 minut. Pomierzyłam dokładnie temperaturę, żeby móc wam przekazać, jak wykonać macerację na ciepło i jakie uzyskuje się temperatury. Otóż po zagotowaniu wody w garnku wkładam do niego zakręcony słoik z olejem i rozdrobnionymi ziołami. Garnek zostawiam na poziomie 1. Temperatura, którą osiągnął olej to 52 st. C. W sam raz, żeby nie zniszczyć związków czynnych. Jeśli podkręcimy ogrzewanie garnka na poziom 2, to uzyskamy temperaturę 65 st. C. Olejek jest potrzebny szybko, więc maceruję go 2 razy po godzinie w kąpieli wodnej. Po skończeniu dolewam do niego 2 łyżki glicerydu żywokostowego i mieszam. Jeśli rana jest otwarta, smaruj brzegi rany.

Gliceryd żywokostowy jest gotowym panaceum na wiele problemów. Koniecznie, jeśli masz możliwość wykopania korzeni żywokostu, zamknij związki w glicerynie. Wystarczy rozdrobnić mocno korzeń i zalać gliceryną, wymieszać, polać wierzch lekko alkoholem, odstawić w ciemne miejsce, nie mieszać. Po miesiącu, dwóch przecedzić przze gazę do wyparzonego słoiczka. Uzyskany produkt zachowa trwałość na długo.

Olejek będzie się nadawał do leczenia ran, tych lekkich i trudno gojących się. Jeśli dodamy do niego liście oczaru, kwiat kasztanowca, kłącze rdestu, liście glistnika, to uzyskamy leczniczy olejek, który możemy przeznaczyć również na hemoroidy.

żywokost lekarski – zawiera alantoinę, która przyspiesza regneracjęnaskórka i ma właściwości przeciwzapalne – więcej klik i klik

babka szerokolistna – zawiera alantoinę, można z niej robić zielony opatrunek – rozbić i przyłożyć na ranę

oczar wirginijski – zwiększa wytrzymałość ścianek naczyń żylnych, działa przeciwzapalnie. Ma właściwości kojące, chłodzące

kasztanowiec – eskulina i escyna zawarta w korze drzewa wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych, co ma szczególne znaczenie przy leczeniu hemoroidów

przywrotnik – związki czynne mają działanie ściągające i spowolniają przepływ krwi, co umożliwia gojenie się rany, która jest bardziej sucha, więcej klik

jeżówka – Indianie używali liści tej rośliny do leczenia ran, więcej klik

dziewanna – użyta zewnętrznie koi podrażnienia i przyspiesza gojenie ran

Zostawiam wam też przepis na maść na rany i hemoroidy od znanego zielarza, D. Hoffmana:

1 łyżeczkę sproszkowanych ziół: dziurawca, nagietka, rumianku, krwawnika, babki wymieszać z olejem migdałowym. Pozostawić w maceracji na 2 tygodnie lub zrobić ciepłą macerację 2 razy po 30 minut.

Ja zrobiłam olejek na bazie oleju rafinowanego i wymieszałam go w stosunku 1:1 z masłem migdałowym. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo jątrząca się rana w końcu zaczęła się zabliźniać. A ja po raz kolejny cieszę się ze swojej ciągle zdobywanej wiedzy. To dla mnie niezwykłe, że moge spacerować po okolicy i po kolei nazywać zioła, znajdować w pamięci ich zastosowanie, a co najważniejsze – znowu uświadamiać sobie swoją łączność z zielonym światem.

.

Małgorzata Kaczmarczyk

Ziołowa Wyspa

Komentarze