O zmorach, rusałkach, bełtach i innych słowiańskich bestiach opowiada Paweł Zych, współautor „Bestiariusza Słowiańskiego”.
.
Czym dla dawnych Słowian były potwory i jaką odgrywały rolę w życiu naszych przodków?
Podobnie jak we wszystkich mitologiach potwory słowiańskie służyły wyjaśnianiu rzeczywistości. Dla człowieka żyjącego we wczesnym średniowieczu wiele zjawisk było niewytłumaczalnych. Najprostszym sposobem na ich wyjaśnienie była właśnie wiara w istnienie sił nadprzyrodzonych, w tym oczywiście demonów i potworów.
W większości wypadków demony, bestie i stwory utożsamiały wszelkie negatywne zjawiska, które przydarzały się ludziom. Potwory były odpowiedzialne za choroby, nocne duszenie, utopienia, brak snu itd. Zatem rolą demonów było objaśnienia otaczającego świata, które przetrwało nie tylko do czasów średniowiecza, ale nawet do dziś. Współcześnie również korzystamy z różnego rodzaju horoskopów i innych guseł, które mają za zadanie wyjaśnić nam to co się dzieje.
Demony i potwory to mechanizm, który trwa od wieków i dawni Słowianie nie byli w tej kwestii wyjątkiem. Oczywiście nasi przodkowie dorobili się swoich własnych bestii, ale działali wobec tego samego scenariusza jak wszystkie kultury na całym świecie.
Czy można powiedzieć, że słowiańskie potwory wyróżniają się spośród innych mitologicznych bestii?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie za bardzo się znam na mitologiach innych nacji. Wiele ze stworów, które występują na słowiańszczyźnie pochodzi z innych regionów świata, nawet tak bardzo „słowiańskie” demony jak wilkołak czy wampir.
Tak naprawdę nie o to w tym wszystkim chodzi. Kultura jest swoistą mieszanką i ta mieszanka, która występuje u nas jest unikatowa i niepowtarzalna. Nie tylko to, że mamy wodnika, bo pewnie podobne demony występowały na całym świecie, ale to, że ma on takie cechy jakie mu nadaliśmy, że można go przebłagać w określony sposób, że niektórzy wiedzą jak go odgonić itd. Cała ta mieszanka powoduje, że jest on nasz i to jest bardzo ważne, bardzo fajne i nieraz bardzo zabawne.
W jaki sposób można uszeregować słowiańskie potwory?
Ludzie, którzy zajmują się tym tematem naukowo rzeczywiście starają się dokonać takiego podziału. Najważniejszym czynnikiem jest miejsce występowania: las, bagno, domostwo. Istotny jest również podział z uwagi na działanie stwora: jedne to te, które porywają dzieci, a inne, które wstają z grobów.
Trudno jest dokonać jasnego i sprecyzowanego pogrupowania potworów. Nikt tego nie tworzył z tabelką w ręku. Jednak najprostszy podział to właśnie miejsce występowania i sposób działania.
Czy niektóre potwory były dobre lub złe, czy raczej na słowiańskie bestie nie powinno się patrzeć w tych kategoriach?
Większość potworów miała złe działanie, a to dlatego, że były one personifikacją złych zjawisk i wydarzeń. Człowiek ma o wiele większą potrzebę wyjaśnienia sobie czegoś złego co go spotkało, niż tego dobrego. Do dziś tak funkcjonujemy, choć używamy innych wyjaśnień. W odróżnieniu od tych sytuacji, gdy spotyka nas coś dobrego. Wtedy wiadomo, że to dzięki naszym wyjątkowym cechom i ciężkiej pracy!
Nie jest to jednak regułą. Wielokrotnie gdy coś złego nas spotyka, można się zastanowić: jeśli coś się dzieje to coś innego za tym stoi. Może można się z tym czymś dogadać? Jeśli człowieka da się przekupić, to dlaczego nie demona? Dlatego potworom składano ofiary i odprawiano rytuały. Miało to sprawić, że potwór zacznie zachowywać się przyjaźnie lub w najgorszym przypadku neutralnie.
Ten sam demon, zależnie od naszego „zaangażowania”, mógł zachowywać się zupełnie inaczej. Raz mógł być dla człowieka dobry, raz zły.
Co powiesz tym, których interesuje rodzima kultura? Warto zaopatrzyć się we własnym egzemplarz „Bestiariusza Słowiańskiego”?
Powiem tak: kultura słowiańska nie jest martwa. My nie chcemy odkrywać jakiś tajemnic zapisanych na korze dębu. Nie trzeba także opierać się jedynie na pracach archeologicznych i opracowaniach naukowych. My w swoich książkach skupiamy się na kulturze ludowej i każdemu kto lubi Słowiańszczyznę polecamy wszelkie podania ludowe, legendy i mity. W nich to właśnie w dużej mierze pod przykrywką współczesności, kotłuje się wciąż żywa kultura słowiańska.
To są historie z życia wzięte, gdzie ktoś miał świetne zdolności narracyjne, dopowiedział sobie kilka faktów i dzięki temu powstała wspaniała opowieść. Nie, powtarzam raz jeszcze: to wszystko jest niesamowicie żywe. Są przecież specjalne miejsca, gdzie te legendy żyją i ludzie potrafią się nimi cieszyć. Można przyjechać, przekonać się na własne oczy. Choćby Skarbnik w Wieliczce!
Wiele z nich nie jest czysto słowiańskich, ale kultura nie polega na tym, żeby sztucznie oddzielać od siebie jedne elementy od drugich. W ten sposób traci się cały urok tych historii. Dla nas jest oczywsite, że po „Bestiariuszu” wydaliśmy „Duchy Miast i Zamków Polskich”, w których też występuje wiele stworów z demonologii słowiańskiej. Tym razem są po prostu przedstawione jako duchy, np. duch wodny, który jest dokładnie taki sam jak wodnik. Albo duch damy, który robi wszystko to co robiła zmora.
To wszystko niesamowicie się przeplata i tworzy coś naprawdę ciekawego.
Czy był ktoś kto panował nad potworami? Czy podlegały one mocy czarownic lub guślarzy?
Te stworki, które służyły człowiekowi, służyły konkretnym ludziom. Mogły służyć czarownicy, guślarzowi, bogatemu gospodarzowi, ale zawsze był to konkreny guślarz, bogaty gospodarz i czarownica. Zresztą były całe grupy społeczne, które posądzano o „konszachty z diabłem” czy siłami demonicznymi.
W czasach przedchrześcijańskich czarownice miały kontakt z biesami, flisacy potrafili panować nad wodnikami, młynarze mieli kłobuki, które znosiły złoto itd. W ten sposób ludzie panowali nad demonami, ale nigdy w taki sposób, że ktoś potrafił rozkazywać wszystkim demonom bo potrafił wymówić jakieś tajne zaklęcie.
Relacje z demonami, to relacje indywidualne. Demon – konkretny człowiek.
Skąd pochodziły potwory?
Zawsze demony zła były utożsamiane ze światem podziemnym, a zatem tam z reguły znajdowało się bóstwo, które było w jakiś sposób ich ojcem czy stworzycielem. Dla dawnych Słowian takim bóstwem, zależnie od nazewnictwa, był Czarnobog. Z kolei z niebem kojarzono dobro i potęgę. Choć nie jest też tak, że z nieba pochodziły wszelkie dary czy same dobre duszki..
W tamtych czasach przyroda była raczej nieprzyjazna. Oczywiście ludzie potrafili się wtedy o wiele lepiej poruszać po lasach czy górach, niż my dzisiaj. Mimo wszystko jeśli gdzieś na bagnach zginęło kilku ludzi, to automatycznie utożsamiano to miejsce z siedzibą sił zła. Podobnie było ze wszelkiego rodzaju puszczami, niebezpiecznymi jeziorami czy rzekami itd.
Takie miejsca oczywiście były traktowane jako przeklęte siedziska potworów. Nikt jednak nie posądzał potworów o to, że pochodzą z piekła. To był po prostu element życia. Demony traktowano jak część przyrody i otaczającego nas świata. Podobnie (zachowując proporcje) reagowano, gdy w piwnicy pojawiły się szczury i wyjadły ziarno, i wtedy gdy pojawił się wampir i wyssał komuś krew.
Bestie były dla ludzi taką samą fauną jak dla nas dziś są wszelkie zwierzęta. Działało to na zasadzie: ja słonia nie widziałem, ale Kowalski mi powiedział, że widział. Podobnie ja zmory nie widziałem, ale drugi powiedział, że widział. Czemu miałbym mu nie wierzyć?
Czy można było zamienić się w potwora?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie trzeba dokonać jeszcze jednego, zasadniczego dla słowiańskich potworów podziału. Jedne potwory brały się z ludzi zmarłych tragicznie, inne były potworami od zawsze. Taka gwałtowna śmierć to zawsze straszne wydarzenie i pozostawiało wrażenie, że taka osoba może wracać do swoich bliskich lub do jakiegoś konkretnego miejsca.
Dobrym przykładem są choćby południce, które miały powstawać z panien młodych, które zmarły w przeddzień ślubu. Utopce z kolei powstawały z duchów utopionych ludzi. Z kolei wodnik był demonem pradawnym, który żył od zawsze w jakimś jeziorze lub stawie. Żywy człowiek nie mógł się raczej zmienić w demona.
Czyli nie było też problemu ewentualnego zatrzymania takiej przemiany?
Nie, rzeczywiście nie było. Wyjątkiem jest oczywiście wilkołak, ale temat wilkołactwa to temat na kolejną książkę.
Faktycznie byli ludzie, którzy potrafili się zmienić lub zostali zamienieni przez czarownice. Nieraz się zdarzało, że całe wesela były zmieniane w wilkołaki, bo nie zaproszono jej na imprezę. Czasami ludzie byli zmieniani całymi wioskami w utopce, ale to były sporadyczne wypadki.
Najstraszniejszy ze wszystkich potworów słowiańskich?
Z pewnością takim potworem była morowa dziewica. Różnie ją nazywano, ale czasami wprost mówiono na nią dżuma czy płachytka. Wierzono, że pojawia się pod postacią wychudzonej kobiety, kościotrupa lub zakrwawionej płachty lecącej po niebie nocą, przed pojawieniem się zarazy. Ludzie przysięgali, że to się wydarzyło i potem już wszyscy wyglądali jej na nocnym nieboskłonie.
Współcześnie trudno pojąć co się działo po przejściu morowej dziewicy. Zupełnie jakby ktoś wyłączył wszystkim ludziom jakiś obszar w mózgu. Nie chodziło tylko o to, że ludzie chorowali. Wpadali w totalny szał, wręcz amok czy furię. Matka mogła zabić swoje ledwo narodzone dziecko, mąż zabijał żonę. Po przejściu morowej dziewicy wszystkie więzi i normy społeczne pękały.
Z opisów wynika, że niektórzy starali się uciekać, ale większość zabijała się nawzajem lub umierała pod „dotykiem morowej dziewicy”. Najgorszy była nie tylko choroba, ale również obrzydliwy strach, który mącił ludziom w głowach.
Inne potwory wpływały na pojedynczych ludzi, a na samą plotkę o czerwonej płachcie na niebie, porzucano swoje domostwa i uciekano do lasów. Wielu dokonywało zbrodni, których w innych okolicznościach nigdy by się nie dopuścili. Morowa dziewica była najstraszniejszym potworem ze wszystkich. Nie można było jej obłaskawić, ani uspokoić. Nie istniał sposób by przed nią uciec, ani przeżyć jej przejście. Morowa dziewica nie tylko była najstraszniejsza, ale również ostateczna, nieunikniona.
Najbardziej dokuczliwy potwór?
Takim stworem z pewnością była zmora. Jej również nie sposób było przepędzić. Istniały tysiące sposób na przegnanie zmory, brakowały tylko tego jednego, który byłby skuteczny. Zmora nie zabijała, lecz osłabiała człowieka. Sprawiała, że brakowało siły do pracy, nie można było spać, potem rano wstać.
Trzeba pamiętać o tym jak wyglądały łóżka w wiejskich chatach. Były wielkości dzisiejszych dziecięcych łóżeczek w pozycji półsiedzącej . Spali na nim rodzice i kilkoro dzieci w nogach. A to i tak był luksus! Sporo ludzi spało na barłogach ze słomy lub w oborze na sianie. W takich warunkach trudno o dobry sen.
Z tego powodu zmora była nagminnym problemem, który pojawiał się na terenie całej słowiańszczyzny i we wszystkich rejonach współczesnej Polski. Jest opisywana na wiele różnych sposobów i ukazuje się pod wieloma imionami, ale zawsze prześladuje człowieka.
Zmora nie była osobnym stworem. Była duchem, który nocą opuszczał ciało kobiety i dusił ludzi, zwierzęta a nawet kamienie czy drzewa. Można się było jej pozbyć, czasami mówi się o tym, że komuś się udało. Jedna taka legenda mówi o tym, że gospodarz zabił zmorę bo przybił ją do ściany obory widłami. Inna sprawa, że pojawiła się wtedy pod postacią kota.
Kolejna mówi, że zmora pojawiła się w postaci jabłka. Gospodarz obgryzł jabłko, a rano znalazł obgryzione ciało swojej córki – zmory.
Zmora była straszna i z pewnością najbardziej dokuczliwa ze wszystkich.
Niektóre z potworów współpracowały z ludźmi. Na jakich zasadach się to odbywało?
Potwory miały bardzo skonkretyzowane potrzeby. Zazwyczaj po prostu chciały jeść i to był najlepszy sposób, żeby zachęcić je do współpracy. Ważny był również szacunek dla potwora. Nie wolno było wylać brudnej wody w rogu chaty, bo jeśli żył w nim któryś z zaprzyjaźnionych potworów, mógł się obrazić. Nie wolno było wycinać czarnego bzu, który zawsze rósł przy ludzkich siedzibach. Ten fakt nie mieścił się w głowach ówczesnym ludziom, dlatego uznali, że musiał tam mieszkać jakiś duch, demon, stwór, bestia czy potwór. Lepiej było takiej rośliny nie tykać.
Wiele demonów przybierało postać kota i coś w tym jest do dzisiaj (śmiech).
Walutą wymienną można nazwać miskę strawy. Większość potworów życzyła sobie takiego traktowania i nie śmiano im odmawiać. W zamian robiły pożyteczne rzeczy w domu: dbały o zwierzęta, pomagały w gospodarstwie, czasem przynosiły złoto.
Zresztą była cała grupa demonów, które zajmowały się jedynie przynoszeniem złota. Gdy taki stwór pojawiał się w domu były dwa wybory. Albo karmiło się go jajecznicą, kaszą ze słoniną i trzymano go w puchu. Był wtedy grzeczny i znosił złoto do domu, ale trzeba wiedzieć, że jest to złoto skradzione. Wszyscy we wsi mówili tak: Hej ten gospodarz nie miał niczego, a teraz wybudował oborę, płot postawił itd. Musi mieć jakiegoś potwora, który kradnie i mu oddaje. Coś z tego podejścia pozostało do dziś.
Innymi słowami: trzeba było takiego potwora szanować, głaskać, karmić i traktować z szacunkiem, a on odpłacał się bogactwem.
Kto był pierwszy? Ludzie czy potwory? Kto pierwszy nawiązał kontakt? Ludzie wyszli do potworów, czy potwory przyszły do ludzi?
Patrząc na to zagadnienie ze strony kultury ludowej, tego co przetrwało z czasów słowiańskich, należy stwierdzić, że to potwory przyszły do ludzi. Wiele z legend pochodzi z tradycji rodzimej, część z chrześcijańskiej. Jedna z legend głosi, że jakaś ilość upadłych aniołów spadła na ziemię i wpadła do jezior. W ten sposób powstały wodniki. Zawsze jednak to człowiek był w centrum.
Wtedy funkcjonował ścisły podział: do płota moje, za płotem diabeł może urwać głowę. Wychodząc poza swój, oswojony teren, znajdowałeś się nagle w zupełnie obcym i niebezpiecznym świecie, gdzie wiele stworów chciało skrzywidzić lub zabić człowieka. Pamiętajmy, że to nie są czasy w których człowiek panował nad przyrodą lub gdy wydawało mu się, że nad nią panuje. Gdy górnicy w późnym średniowieczu schodzili pod ziemię, wkraczali do królestwa skarbnika i musieli go odpowiednio udobruchać oraz pokazać mu szacunek, inaczej mógł się rozgniewać i mogło stać się coś złego.
Można to nazwać obustronnym respektem?
Tak, coś na kształt ścisłego podziału, który ludzie wtedy respektowali. Nie było takiego myślenia na zasadzie: jest nas więcej to chodźmy do lasu i zdobądźmy go dla siebie. Ludzie mieli swoje siedziby, zwierzęta swoje, potwory swoje i bogowie swoje. To był, pod tym względem bardzo uporządkowany świat.
Cała mitologia, w pewnym sensie, składa się z punktów granicznych. Potwory i demony można spotkać właśnie na tych granicach. Były to rozstaje dróg, druga strona płotu, cmentarz jako granica między życiem a śmiercią. Czasami te granicy były duchowe, niematerialne, opisowe. Zawsze były one „miejscem”, gdzie na człowieka czekało niebezpieczeństwo, demon.
Istniała też granica czasowa. Tak było w przypadku przesilenia letniego na zimowe i odwrotnie, zimowego na letnie. Zwłaszcza to drugie było czasem, gdy najwięcej demonów pojawiało się na polach, w lasach i przy domach. Wtedy były one najsilniejsze, dlatego starano się ich unikać ze wszystkich sił.
Czy był ktoś taki, kto specjalnie łamał te granice? Czy istnieli wiedźmini?
Nie, wiedźminów nie było. Za to byli ludzie, o których wierzono, że widzą dalej, wiedzą więcej, odczuwają bardziej. Byli to guślarze, czarownice, stare baby. Wszyscy ci, którzy więcej czasu spędzali „za granicą”, w świecie duchów, zjaw i potworów, niż wśród ludzi.
Z jednej strony wierzono, że posiadają odpowiednią wiedzę i potrafią walczyć z demonami. Z drugiej, co już jest arcypolskie, sądzono, że mają wśród potworów znajomości i dlatego łatwiej jest im się dogadać z jakimś, nieprzyjemnym gościem o potwornym pochodzeniu.
Gdy ktoś taki pojawił się we wsi, natychmiast proszono go, żeby zamawiał potwory, rzucał uroki, przebłagiwał obrażone potwory domowe. Nie odbywało się to przecież na zasadzie walki mieczem z jakimś ogromnym i wijącym się potworem, ale raczej właśnie na składaniu ofiar i „rozmowach” ze złym duchem.
Warto zwrócić uwagę, że pierwsze opowiadanie Sapkowskiego z serii „Wiedźmin” powstało w dużej mierze na podstawie ludowego opowiadania „O żołnierzu i królewnie zmorze”.
Swoją drogą, w późniejszym okresie, w takich przypadkach nie proszono o pomoc księdza. Raczej ufano tym osobom, które żyły na pograniczu. Znały się trochę na ziołach, potrafiły rzucać uroki i zamawiać zaklęcia ale i odmawiać odpowiednie modlitwy, nierzadko posługując się święconymi przedmiotami.
Nie było profesji „przepędzacza”, ale byli wróże, guślarze, wędrowne dziady, stare baby, czarownice.
Kim jest rusałka?
Rusałka to najbardziej klasyczny potwór wodny. Pojawiał się w wielu formach i pod wieloma imionami, ale zasada była taka, że ukazywał się w postaci pięknej dziewczyny z długimi rozpuszczonymi włosami. W tamtych czasach rozpuszczone włosy były znakiem wyuzdania, czegoś wysoce nieodpowiedniego, wręcz seksualnej prowokacji. Rusałka, czyli młoda dziewczyna w samej bieliźnie, lub naga i do tego w rozpuszczonych włosach.
Pojawiały się w nocy i wabiły nieszczęsnych młodzieńców w sitowie we wiadomym celu. Młodzi myśleli, że będzie ciekawie, a kończyli jako utopce.
Czasami rusałki były starymi babami z pomarszczonymi piersiami. Trudno to pogodzić z pląsami w wodzie w świetle księżyca, co było typowym zachowaniem rusałek, ale…
Zapewne często zdawało się, że dochodziło do pomyłek. Wyobraź sobie, że idziesz do lasu, a tu piękna młoda dziewczyna kąpie się w jeziorku w świetle gwiazd i księżyca. Niby ciekawie, ale z drugiej strony nie ma co ryzykować. Ile takich pięknych panien zażywających kąpieli dostało kijem po głowie w imię przeganiania rusałek? Zapewne wiele!
Kim jest pieniężny chłopczyk?
O ile pamiętam ta legenda pochodziła z naszych kresów. Wierzono tam, że pieniądze chodzą po kraju w postaci chłopca. Dziś pieniądze leżą na ulicy, wtedy chodziły. Chłopczyków było trzech: czerwony, srebrny i miedziany, zależnie od kruszca jaki reprezentowali.
Cała sztuka polegała na tym, aby się odważyć i uderzyć go w twarz. Wtedy chłopiec miał się rozpaść i przemienić w pieniądze. Oczywiście trochę się tego bano, no bo co jeśli okaże się, że to nie pieniężny chłopiec, ale na przykład: utopiec lub wąpierz? Zazwyczaj dopiero po czasie okazywało się, że to był pieniężny chłopczyk, ale już nic nie dało się z tym zrobić.
Ilu chłopców dostało po twarzy za wałęsanie się po okolicy? Z pewnością niemało!
Kim jest Dola?
Jest to stwór z pogranicza demonologii i mitologii. Nie przedstawia się jej w żaden konkretny sposób, natomiast wiadomo, że ma ona wpływ na ludzkie życie. Była ona przyporządkowana do człowieka. Każdy miał swoją dolę, choć czasami zdarzało się, że ktoś odziedziczył ją po przodku.
Najłatwiej wytłumaczyć to na przykładzie gier RPG. Ma się swoją profesję i wszystkie cechy są pod tę profesję rozwinięte. Załóżmy, że ma się Dolę kupca. Wszystko jest przygotowane by być świetnym kupcem i słono zarobić. Ale akurat urodziłeś się chłopem i musisz pracować na roli. W takiej sytuacji masz po prostu pecha. Dola zamiast pomagać, przeszkadza. W pracy nic się nie udaje, bo dola jest zupełnie inna.
Z drugiej strony jeśli się trafiło i wypełnia się swoją dolę to będzie się człowiekowi powodziło.
Trzeba jeszcze pamiętać by dolę odpowiednio traktować. Dola nie znosiła leniwych i wymagał dużo ciężkiej pracy.
Podobnym demonem była bieda, Można powiedzieć, że są to demony z tej samej półki. Są bardzo silne, wręcz wszechmocne, nieokreślone do końca i mające ogromny wpływ na ludzkie losy.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, choć nie liczyłem dokładnie w samym Bestiariuszu, ale już sama nasza rozmowa rzuca pewien cień na sprawę. Rozmawialiśmy o Doli, Biedzie, rusałce, zmorze. Dlaczego większość słowiańskich potworów, bestii i demonów to kobiety.
Każda zmora jest kobietą, bo każda kobieta jest trochę zmorą (śmiech). Ale podchodząc do tego poważnie trzeba powiedzieć, że pewnie dlatego, że autorami wielu mitów i legend są mężczyźni. Trudno też wymagać, żeby nad brzegiem jeziora w świetle gwiazd pląsał urodziwy młodzieniec. To się jakoś nie klei. W rzeczywistości nie powiedziałbym, że większość potworów to kobiety, ale te najbardziej zjawiskowe na pewno tak.
Gdzie można dziś spotkać słowiańskie potwory?
Jeśli czyta się o ich działaniu, spokojnie można powiedzieć, że one wciąż z nami są. Ich działanie widzimy wokół nas, ale zapomnieliśmy, że to one za nim stoją. Dzisiaj inaczej tłumaczymy sobie te wszystkie zdarzenia i zjawiska, które wokół nas i w świecie przyrody zachodzą.
Wystarczy się jednak po prostu o nich dowiedzieć. Wtedy spokojnie można powiedzieć: maruda wymęczyła mi dziecko w nocy, bo ciągle płacze. Zmora mnie dusiła, bo czułem ucisk w piersi, albo obudziłem się z kotem na piersi. To była zmora w postaci kota! Poszedłem z kolegą na dwa piwa i wróciłem rano bez pieniędzy, brudny, pijany, obszarpany, pobity, a po drodze się zgubiłem? Tak, to znaczy, że napadł mnie bełt!
Słowiańskie potwory są wokół nas, my ich po prostu nie dostrzegamy.
.
.
.
.
.
Rozmawiał Jakub Napoleon Gajdziński
.
Paweł Zych – urodzony w 1980 roku. Z zawodu architekt, z zamiłowania twórca komiksów i ilustrator. Zdobywca Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi. Swoje prace publikował w Lampie, francuskim Spirou, czeskim Argh! oraz w polskich czasopismach i antologiach komiksowych. Ma na swoim koncie dwa pełnometrażowe, autorskie albumy Chomik Zagłady oraz komiks historyczny o szlacheckiej Rzeczpospolitej Infamis.