Jako wąż i nie wąż
W kolejnej części sagi pojawiaja się nowe postaci: stary drwal Nijko i jego trzy córki, z których najważniejszą rolę odegra Dodola. Każdemu, kto choć trochę liznął słowiańskiej mitologii, imiona te mogą się wydać znajome. Autor tak je wyjaśnia w załączonych Dopiskach: „Długosz mówi, że Nij czyli Nija był bogiem piekielnym u Polaków. Zabierając się do powtórzenia baśni znanej w całej niemal Słowiańszczyźnie o podróży do Raju, wybrałem dość przypadkowo (? – WJ) imię Nija dla ojca przyszłej królowej piekieł”. (Zauważmy na marginesie, że autor najwidoczniej nie potrafił wyzbyć się kulturowych stereotypów, w jakich został wychowany i pogański Zaświat interpretował w duchu chrześcijańskim jako „piekło”, do czego jeszcze wrócimy).
Informuje też nieco dalej: „Dodola jest to u Bułgarów miano istoty dającej na wiosnę deszcz i urodzaj… Musiałem jakieś miano dać słowiańskiej Psysze (!), a wybrałem to miano dla podobieństwa ze słowem dola, oznaczającym to samo, co fatum, a tajemniczym”. W istocie, Dodola, a raczej właśnie Dola była dość zagadkową boginią: wprawdzie występowała czasem jako indywidualna postać, zarazem jednak wedle słowiańskich wierzeń każdy człowiek miał własną Dolę, otrzymaną w momencie narodzin i uosabiającą jego życiowe przeznaczenie.
Czy rzeczywiście w grę wchodził przypadek, czy też poeta świadomie mistyfikował czytelnika? Nawet jeśli poszukiwał imion swych bohaterów niejako „po omacku”, trzeba stwierdzić, że intuicja artystyczna dobrze mu posłużyła. Wykorzystując miana teoforyczne, nawiązujące do rodzimych bóstw, sprawił, że typowa z pozoru baśń zamienia się w naszych oczach w pradawny, dostojny mit o poczynaniach nieśmiertelnych bogów i półboskich herosów.
Rzecz rozpoczyna się pewnego zimnego jesienego dnia, blisko święta Dziadów, gdy świat realny spotyka się z nadprzyrodzonym, przeszłość miesza się z teraźniejszością, a przy świetle zniczy wróży się przyszłość chrobrych witezi i prostych wieśniaków. Nijko wraca z lasu śmiertelnie wystraszony, spotkał bowiem w głuszy rogatego olbrzyma Tura. Przy okazji starzec opowiada córkom ciekawą tatrzańską legendę o dawno wymarłych olbrzymach (stolemach) i skrzatach:
.
Ojciec Lecha, Asarmot z północy szedł z trudem
Wielkim i znojem poprzez rzeki, poprzez góry
W ten kraj, ludzi nie zastał, a cmentarz ponury
Zastał; przed nim mieszkały olbrzymie narody
(…) Te narody przed Lechem pomarły
Dawno, po nich zostały już tylko mogiły,
Wielkie zielone świadki pokoleń, co żyły
Niegdyś w Polsce. Nie wszyscy ludzie o tym wiedzą,
Że trzej żywi świadkowie po nich dotąd siedzą
W Polsce i już nie pomrą, oni się napili
Wody żywota i już będą wiecznie żyli,
Chyba bóg ich powali; unikają wzroku
Ludzi jak niedobrego jakiegoś uroku.
Dwaj to wielcy olbrzymi, jeden z karłów rodu,
Słyszałem o nich, lecz nie wierzyłem za młodu,
Aż teraz olbrzym starszy, Tur mi przeszedł drogę,
Sam go ninie widziałem, wątpić już nie mogę,
Tur w lasach psami zgraję dziką zwierząt goni,
A brat jego Świętogór wśród dzikich ustroni
Tatrzańskich, zadumany żyje smętnie, dumnie,
A na noc spać się kładzie w wielkiej z głazów trumnie,
Którą sam pobudował; trzeci, mały Dziwo,
Karzeł z garbem ogromnym, z długą brodą siwą,
Także w górach zamieszkał, dziwożonom włada,
Czapkę wdziawszy niewidkę, przez wiatr lecąc gada
Z ludźmi poświstem. Ich trzech na ziemi zostało:
Dziwo nad Morskim Okiem, Świętogór pod skałą
Łomnicy leży, a Tur wśród błota przebywa
Pośrodku tej tu puszczy, a w nocy się zrywa
Ze snu, w wielki róg swój zadmie i zwierza zwołuje,
Co pośród dzikiej puszczy żerując koczuje
W nocy. Zwierz róg usłyszy, jak szalony goni…