Zdobywca dwóch Oscarów za Wszystko o mojej matce i Porozmawiaj z nią, a także autor felietonów i scenariuszy jest albo najbardziej uwielbianym albo najbardziej znienawidzonym na świecie reżyserem. Nazwisko Pedro Almodovara odmieniane jest przez wszystkie przypadki gdy na ekrany kin wychodzi jego najnowszy film.
Długo nie mogłam zdecydować się na obejrzenie któregoś z nich aż wreszcie po głupawej komedii francuskiej, która okazała się totalnym pożeraczem mojego cennego czasu i niczym więcej, powiedziałam Basta! A raczej Volver! (2006)Bo wybór padł właśnie na ten film. Nieprzypadkowo jednak, bo Penelope Cruz darzę uczuciem, może nie tak wielkim jak Almodovar, ale jest chyba jedyną aktorką zagraniczną, którą niezwykle cenię.
Akcja rozpoczyna się na cmentarzu, gdzie całe rodziny czyszczą groby swoich bliskich, a niektórzy nawet swoje własne. Niepokojący wiatr wzbudza pewien niepokój. Tu po raz pierwszy spotykamy się z Raimundą ( Cruz), jej siostrą Sole i córką Paulą. Po wizycie na cmentarzu kobiety odwiedzają starą ciotkę, która jest prawie ślepa a radzi sobie całkiem nieźle. Czy to możliwe, że wynajęła kogoś do pomocy? Po wizycie u ciotki, Raimunda z córką wracają do domu, gdzie czeka na nich ojciec i mąż, który właśnie stracił pracę. A co jest lepsze na poprawę swojej sytuacji niż kilka niewinnych piw? Niestety na piwach i spokojnym wieczorze się nie kończy, bo Paco ( mąż) usiłuje wykorzystać swoją córkę. Ta broni się przed nim i zabija go. Sprawa nieco się komplikuje, bo na dodatek w tym samy czasie dzwoni siostra Raimundy mówiąc, że ciotka, którą odwiedziły nie żyje.
Ponadto, siostra Raimundy – Sole uważa, że zwariowała, bo widzi ducha swojej zmarłej matki, która niespodziewanie chce zamieszkać w jej domu. Czy to dla Was nie za bardzo pogmatwane? Ja byłam zachwycona! Klimat hiszpańskiego małego miasteczka, ogromna rodzina, która jest ze sobą pomimo nie do końca jasnej przeszłości, a poza tym restauracja serwująca najlepsze hiszpańskie wina ekipie filmowców to dla mnie nie lada gratka!
Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, a jednak ma wciąż ma swój początek i koniec. Wszystko jest zagmatwane ale proste do wyjaśnienia w co nie chcą najpierw uwierzyć główne bohaterki. Przez cały film ani przez chwilę nie przyszło mi na myśl co powie Raimunda gdy przyjdzie do niej policja i zapyta o męża, bo tak byłam ciekawa czy duch matki Sole naprawdę pojawił się jak gdyby nigdy nic! Myślimy – przecież to wszystko nie tak, przecież to jakaś iluzja, ale nagle odkrywamy, że wszystko da się poukładać w logiczną choć niezwykłą całość. Tu świat zmarłych łączy się ze światem żywych i nikt nie wie co jest prawdą, a co magią.
Dla mnie Volver był wszystkim czego oczekuję od filmu. Niezwykle subtelna muzyka, a moment, w którym Raimunda śpiewa hiszpańską piosenkę przy akompaniamencie gitar był tak wzruszający, że łzy same plynęły mi do oczu. Poza tym przenikanie się dwóch światów było tak oczywiste, tak namacalne, że nie sposób myśleć inaczej o naszej rzeczywistości po obejrzeniu filmu!
Zachęcam Was do poznawania zakamarków i meandrów hiszpańskiego kina, bo to romantyczne komedie i wybuchające paliwo z eksplodujących samolotów to już chyba nie dla mnie. Mam nadzieję, że dla Was też nie!
.
Katarzyna Zarówna