Członkowie kultury łużyckiej podczas swoich obrzędów i rytuałów nakładali przeróżne maski. Jedną z nich jest z pewnością maska odnaleziona w okolicach Biskupina z przymocowanymi do niej rogami jelenia. Podobną maskę, tym razem dla konia, odnaleziono w Gzinie, niedaleko Torunia. W dodatku noszono również „ludzkie” maski.

W Klein-Zastrow odnaleziono figurkę nagiej kobiety, która prawdopodobnie przedstawia jedną z postaci biorących udział w obrzędach ku czci bóstwa płodności. Jej twarz jest ukryta za drewnianą maską. Proszę sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać. Ciemna noc, ognisko, słup-stella z wyobrażeniem bóstwa, tańce oraz śpiewy przy składaniu ofiary. Wiele bym oddał, by móc zobaczyć taki obrzęd i myślę, że nie jestem w tej kwestii sam.

Ale wróćmy do tematu. Podobnego znaleziska dokonano w Komorowie, gdzie odnaleziono fragment kolejnej maski. Tym razem posiadała ona ucho ludzkie lub „zwierzęce” (ewentualnie „potworne”). Badacze wskazują na powiązanie między tymi zachowaniami a zabiegami totemicznymi. Sprawa stanie się jaśniejsza, gdy dojdziemy do amuletów.

Jak pisze Witold Hensel: „Ogólnie mówiąc, całe niemal życie „łużyczan” przepojone było wiarą w działanie różnych mocy, zarówno sprzyjających, jak też przynoszących nieszczęście”. Taka deklaracja nie powinna oczywiście nikogo dziwić. Ciekawy jest natomiast stopień „zaawansowania” wierzeń „łużyckich”. Etnografowie, w tym Bronisław Malinowski, podczas swoich obserwacji ludów pierwotnych odkryli, że badanym przez nich społecznościom nie brakowało wiedzy praktycznej odnośnie otaczającego ich świata oraz pragmatycznego podejścia do rzeczywistości. W pewnym sensie, zarówno pragmatyzm jak i praktyczne podejście, można było zauważyć w wierzeniach religijnych, obrzędach i rytuałach. W tym kontekście można mówić o pewnym rozwoju, progresie, społeczeństw pierwotnych, ich wiedzy na temat otaczającego świata oraz wciąż ewoluującego podejścia do niego.

Nie zapominajmy, że uroczystości ku czci „wielkich bóstw”, czyli tych, którym składano ofiarę wspólnie, wraz z resztą wioski i w otoczeniu kapłanów lub szamanów, to nie wszystko. Podobnie jak w późniejszym okresie rozwoju Słowiańszczyzny, tak i w tym, pomniejsze bóstwa odgrywały istotną rolę w życiu każdego człowieka. Im również składano ofiary, bardzo często z jedzenia, aby zdobyć ich przychylność lub uśmierzyć ich gniew. Więcej na ten temat znajdziecie pod tymi dwoma linkami: mroczna strona Słowiańszczyzny oraz ofiary zakładzinkowe.

Jednak oprócz żywności składano także inne dary. Do tych należały z pewnością również amulety, których wiele powstawało tylko i wyłącznie w tym celu. Nie sposób oczywiście ustalić ilu zaklęć magicznych używano, by zdobyć przychylność stworów zamieszkujących słowiańskie domostwa. Wiemy na przykład (z późniejszego okresu), że aby ubłagać bełty, czyli stworzenia, które często napadały mężczyzn wracających do domu nocą, upijały ich, gubiły im drogę a czasami nawet wrzucały w krzaki i usypiały na resztę nocy (sic!) wystarczyło przygotować miskę strawy i zostawić ją w kącie domostwa. Bełt, często pod postacią kota (w okresie kultury łużyckiej raczej łasicy) przychodził i spożywał ofiarę. Jeśli tak się stało można było bezpiecznie udać się na spotkanie ze znajomymi, nieważne jak ostro zakrapiane, nie powinno być problemów z powrotem do domu. Ale wróćmy do amuletów…

.

Maksymalny zasięg kultury łużyckiej, zaznaczony kolorem zielonym

Maksymalny zasięg kultury łużyckiej, zaznaczony kolorem zielonym

.

Komentarze