Dlaczego tematy dotyczące dzieci przemycam na Estetykę Kulinarną?
1380931_68482931Gustów osób dorosłych nie trzeba kształtować, Ci, którzy tu zaglądają pewnie są estetycznie wybredni 😉  Co więcej, dorośli wykształtowali swoje poczucie estetyki właśnie w dzieciństwie. 
(Skąd teraz się bierze moda na PRL, ano dlatego, że ci, którzy mają najwięcej do powiedzenia w dziedzinie projektowania właśnie wtedy się wychowali i mniej lub bardziej świadomie powracają do estetyki dzieciństwa, tej idyllicznej – ale to tylko dygresja).
Postanowiłam dziś zwrócić uwagę na to, w jaki sposób stymulować dziecięce poczucie estetyki, jak wspierać dziecko w wielozmysłowym rozwoju, który jest przecież najbardziej naturalny, co zrobić, żeby nie zapomnieć o ŻADNYM ze zmysłów:
A dlaczego urodził mi się w głowie ten pomysł?
 
W pracy spotykam się z dziećmi, które dość niechętnie próbują nowych potraw. 
Dlaczego? przecież dziecko to najbardziej ciekawa świata jednostka, która pragnie chłonąć otoczenie WSZYSTKIMI ZMYSŁAMI. Wprawiło mnie to w pewien dysonans, przecież jak to, dlaczego smak miałby być zmysłem poszkodowanym?  Dlaczego dzieci mają znać tylko  ograniczoną ilość potraw i mówić „tego nie lubię” na sam widok nowości na talerzu, oczywiście odbiór potrawy to nie tylko smak, ale i jej zapach, wygląd, konsystencja (tu mam alegoryczny link w głowie do bobo-papek w kolorze sraczki – FUJ!) Czy na prawdę chcemy wmuszać w dziecko jakąś bezkształtną breję, robiąc dobrą minę do złej gry i zachwalać jakie jedzonko jest smaczne albo samolocikiem lądować „za mamusię, za tatusia, za siebie” (na ostatnie hasło dziecko powinno splunąć papką przez ramię – tak to zawsze widzę)
 
Dobrze, ale wróćmy do tematu nowych smaków:
Schemat rozmowy przy przedszkolnym stole podczas nakładania posiłku zazwyczaj  wygląda tak:

– Nie lubię tego.
– a próbowałeś?
– Nie.
– To skąd wiesz, że nie lubisz?
– Bo mama tego nie gotuje.
(tu pewnie przeciętnemu nauczycielowi kończą się sensowne argumenty, ale ja ciągnę dalej)
– Hmmm, może mama nie zna tego przepisu, spróbuj, a jeśli Ci zasmakuje pójdziemy do kuchni i poprosimy panie kucharki o przepis. – wyprzedzając dziecięce pytanie objawiające się wielkimi oczami, w których wyczytać można: „a co jeśli nie?!” mówię –
a jeśli Ci nie będzie smakować popijesz piciem i nie będziesz czuł w buzi tego smaku.

TO DZIAŁA. Czasem dziecku rzeczywiście smak potrawy nie odpowiada, ale często widzę na twarzy przedszkolaka uśmiech i ciche „smakuje mi” jakby jeszcze głupio było mu się przyznać przed samym sobą, że zaufał, że spróbował, że było warto.

Drugim sposobem na nowości w przedszkolnym menu, jest wymyślenie alternatywnej nazwy. Oczywiście jadłospisy podają, że na śniadanie będzie „Zupa mleczna z makaronem”, no wybaczcie, ale kto by to jadł?! Już sama nazwa niekoniecznie zachęca. Zupa mleczna, ta gotowana, która zawsze przyklejała się do stołówkowej ceraty, zapach miała jednocześnie mdły i słodki, z takim polem skojarzeń daleko człowiek nie zajdzie, a dzieci namówić trzeba (albo przynajmniej wypada, taka praca.)

Na szczęście u mnie w przedszkolu makaron jest zawsze w postaci gwiazdek. Więc jakoś tak samo wyszło, że spytałam podczas śniadania: „A kto ma  dziś ochotę na Gwiezdne Mleko?” 
Wow! Gwiezdne Mleko! Prawie jak Gwiezdne Wojny, a modne przedszkolaki śledzą Disnejowskie potyczki międzygalaktyczne z zapartym tchem… a nawet jeśli nie interesują się tym wcale, to sama  nazwa z nutą Kosmosu brzmi intrygująco, bo przecież Kosmos MUSI BYĆ INTRYGUJĄCY.
I tak już zostało, dzieci spróbowały, polubiły lub nie, ale myślę, że uchroniłam je choć trochę przed tym obrzydliwym skojarzeniem z mojego dzieciństwa (Przyznam się Wam, że też czasem pijam z nimi gwiezdne mleko) :)
960258_48460088
Kolejnym przykładem sukcesu dobrej nazwy była historia z zupą marchewkową z…płatkami migdałów. 
Dzieci spojrzały na talerze w stylu „co to ma w ogóle być?!” i pytały: 
– Ciooociuuu a z czego ta zupa?! 
– (poszłam na całość) Z nosów bałwanków.
– :O naaapraaaaawdę? (odpowiedział chórek zdziwionych buziek)
– No tak, a z czego bałwanek ma nos?
– Z marchewki! wykrzyczał jakiś bystrzak i tak oto tajemnica się wyjaśniła, ale główki pracowały, następnie łyżki poszły w ruch. A później to już każdy chciał „śniegową posypkę” z migdałów  :)
To o czym piszę to tylko wierzchołek góry lodowej, ale chcę Wam pokazać na czym może polegać kreowanie kulinarnej ciekawości, ciekawości świata smaków. A co za tym idzie wyrabianie pewnych nawyków, także estetycznych. Bo im więcej dziecko pozna, im częściej będzie czerpać z życia wszystkimi zmysłami, tym większa będzie jego wiedza i inteligencja.
.
Agnieszka Kaczmarek

Komentarze