Smaki z PolskiPrzeciętni obywatele borykali się z zupełnie innymi problemami. Podczas łódzkiego strajku jedna z włókniarek skarżyła się dygnitarzom, którzy próbowali skłonić kobiety do powrotu do pracy, że 8 marca nie dostała kwiatów. Rok później wybuchł strajk w województwie wrocławskim, bo robotnicom w jednym z zakładów przemysłowych na Dzień Kobiet wręczono w prezencie po pół tabliczki czekolady, podczas gdy kobiety zatrudnione na „stanowiskach umysłowych” mogły się cieszyć cała tabliczką. „Piekło. Eksplozja nagromadzonego niezadowolenia, goryczy, niezałatwionych od lat spraw i potrzeb” – zanotował swoje obserwacje z wizyty w Zakładach im. Marchlewskiego w Łodzi Józef Tejchma.

Niezałatwionych od lat spraw przybywało, do tego pojawiały się nowe. „Ogromnie denerwujące jest to bajdurzenie a propos cukru. Nagrajcie lepiej na taśmę ten jeden głos oburzenia społeczeństwa za głodzenie ludzi, za tasiemcowe kolejki po artykuły pierwszej potrzeby, a co się dzieje z kaszą manną, gryczaną, perłową? Czy to też produkuje się z buraków? Dlaczego ta baba z ministerstwa ani słowem w TV nie poruszyła tej sprawy? W kogo to uderza? W maleńkie dzieci, chorych starców i ludzi chorujących na żołądki. Aby zdobyć – nie kupić – pierwszy termin jest trafny u nas, trzeba nie iść spać całą noc i warować pod sklepem. Czy to nie wstyd tyle lat po wojnie? – pisał w 1976 roku w liście do władz „Głodny i zmordowany kolejkami”. – Dlaczego za sanacyjnej Polski było jedzenia w bród? A kolejek nie było nigdy. Dlaczego komercyjna cena cukru wynosi aż 26 zł, dlaczego nie 20, jak było ustalone? Pierw u paskarzy się kupowało, a teraz w sklepie też po paskarskiej cenie. To granda w najgorętszym czasie, kiedy robi się przetwory aby było w zimie taniej i człowiek nie cierpiał głodu – wtedy jest heca z cukrem. A wstydliwie nie wspomina się od czego zaczęła się cukrowa historia – właśnie od zapowiedzi 100% zwyżki cen na cukier. Czyż nie można sprowadzić od tych, których się ciągle wspiera?”. Reglamentowana sprzedaż cukru rusza w sierpniu 1976 roku. Cena sprzedawana na kartki cukru wynosiła 10,50 zł, tego w wolnej sprzedaży – 26 zł.

„Głodnych i zmordowanych kolejkami” z każdym rokiem przybywało, a wbrew dzisiejszym wyobrażeniom, kłopoty z zaopatrzeniem sklepów nie pojawiły się dopiero w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Na początku 1973 roku, gdy spadło pogłowie świń, w Białym Domu odbierano – jak wspomina Józef Tejchma – „histeryczne telefony” sekretarzy wojewódzkich, domagających się zwiększenia „puli mięsnej”. Niektórzy z wojewódzkich namiestników PZPR byli tak zdeterminowani i wystraszeni, że grozili, iż nie będą w stanie zagwarantować spokoju na zarządzanym przez siebie terenie. Nie na wiele się to jednak zdawało, bo towarów zaczynało brakować wszędzie. „Pod koniec lutego w sklepach warszawskich działy się dantejskie sceny. Już od połowy lutego coraz trudniej było dostać mięso i jakieś porządniejsze wędliny. Zabrakło też mleka tłustego, masła, tłustych serów – zanotował Rakowski w marciu 1975 roku, wówczas już członek Komitetu Centralnego PZPR. – Miasto huczało. Przed Supersamem i kilkoma wielkimi magazynami stała milicja. W Supersamie wybito szyby”. Dwa lata później naczelny „Polityki” dodawał: „Sytuacja gospodarcza w kraju niemal katastrofalna. Zaopatrzenie fatalne, brakuje nie tylko mięsa, ale wielu podstawowych produktów”. Jak podstawowych obrazują wspomnienia Józefa Tejchmy, który wspominał, że jeden z polskich ambasadorów po przyjeździe do kraju i bezskutecznej próbie zakupu papieru toaletowego, po prostu ukradł jedną rolkę z toalety Komitetu Centralnego.

Narasta społeczne napięcie, ale braki w zaopatrzeniu nie są ich jedyną przyczyną. Coraz głośniej szepcze się o willach budowanych przez partyjnych kacyków, o specjalnych ośrodkach wypoczynkowych, o królewskim życiu najbliższych współpracowników Gierka. W końcu 1977 roku Eugeniusz Pękała, szef Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim opowiadał Rakowskiemu o pracownikach Urzędu Rady Ministrów przyjeżdżających do miasta: „W walizce mają 40 tysięcy DM i kupują różne drobiazgi do willi towarzyszy – zanotował naczelny „Polityki”. – Opowiada o kupnie dziewięciu wanien (nie wie dla kogo), które zostały wysłane do kraju, po czym wróciły, ponieważ okazało się, że kolor nie taki”. Kilka miesięcy później Rakowski rozmawiał z Kazimierzem Barcikowskim, do niedawna ministrem rolnictwa, a wówczas szefem wojewódzkich struktur PZPR w Krakowie. „To co się dzieje, przechodzi nasze wyobrażenie. Tak zachłannej ekipy w naszym kraju jeszcze nie było” – konkluduje.

Smaki z PolskiPodczas gdy nieliczni wyposażają swoje łazienki w zachodnie wanny, inni mordują się w kolejkach po wędliny oraz mięso i wysłuchują coraz bardziej absurdalnych, płynących z samej góry, wezwań. „W odpowiedzi na apel władz państwowych, ogłoszony w TVP w dniu 5 stycznia 1979, dotyczący zabezpieczenia mieszkań i domów przed utratą ciepła, proszę o spowodowanie oddania okien do mieszkania, w którym mieszkam i za które płacę czynsz” – pisze do telewizji Krystyna ze Słupska.

Tyle że telewizja ma poważniejsze zadania. Musi nieustannie uświadamiać stojącemu w kolejkach i coraz bardziej krnąbrnemu narodowi, że Polska jest już prawdziwą ekonomiczną potęgą. Publicyści, wspierani przez naukowców, udowadniają, że jesteśmy dziesiątą największą gospodarką świata i nie jest to jeszcze nasze ostatnie słowo. Dowód? 27 czerwca 1978 roku Polska dołącza do „mocarstw kosmicznych”.

.

Piotr Gajdziński

Komentarze